słowa: Bolesław Leśmian
muzyka: Jerzy Satanowski
Kiedy wieczór gaśnie i ustaje dzienny znój
Panna Anna właśnie najwabniejszy wdziewa strój
Palce nurza smukłe w czarnoksięskiej skrzyni mrok
I wyciąga kukłę, co ma w nic utkwiony wzrok
To - jej kochan z drewna, zły bezmyślny, martwy głuch!
Moc zaklęcia śpiewna wprawia go w istnienia ruch
Śmieszny i niezgrabny, swą drewnianą tężąc dłoń
Szarpie włos jedwabny, miażdży piersi, krwawi skroń
Blada, poraniona Panna Anna bólom wbrew
Od rozkoszy kona błogosławiąc mgłę i krew!
Poprzez nocną ciszę idzie cudny, nocny strach...
A śmierć się kołysze cała w rosach, cała w snach
A gdy świt się czyni - Panna Anna dwojgiem rąk
Znów zataja w skrzyni drewnianego sprawcę mąk
Sztuczne wpina róże w czarny, ciężki, wonny szal -
I po klawiaturze błądząc dłonią - patrzy w dal
Dźwięki płyną zdradnie, płyną właśnie tak a tak...
Chyba nikt nie zgadnie - z kim spędziła noc i jak?