z przedstawienia "RODZINA DREPTAKÓW"
- Teatr Na Woli Warszawa
słowa: Andrzej Waligórski
muzyka: Jerzy Satanowski
Raz jesienią chyba w listopadzie
Kiedy świat stał się brudny jak szmatka
Tata Dreptak ze swym synkiem Tadziem
Wybrał się na grób Dreptaka dziadka
Był to sobie grobek jakich wiele
Wyrósł na nim powój czy też rzepak
Albo może całkiem inne ziele
I pisało tu spoczywa Dreptak
Brzydkie chmury goniły po niebie
Na cmentarzu było mało osób
Tata stanął i spojrzał za siebie i przed siebie
W bardzo dziwny sposób
I zobaczył coś w rodzaju szlaku
Albo drogi, która była i będzie
Stały przy niej nagrobki Dreptaków
I Dreptaki stały przy nich wszędzie
W każdej parce był mały i wielki
Wszyscy mieli miny frasobliwe
A na tacie zatrzęsły się szelki
Bo znienacka się poczuł ogniwem
Obraz znikł a oni zostali
Tata synka po główce pogładził
I powiedział poprawiając mu szalik
Żebyś mi się nie przeziębił Tadziu